poniedziałek, 13 maja 2013

Panaceum

I znowu o filmie, w którym znalazłam coś osobistego. Nawet bardziej niż w "Polowaniu". I znowu bardzo mrocznie. Właściwie nie wiem, jak uzasadnić to, że to jest piękne po prostu. Może właśnie bez uzasadnienia. A może uzasadnienie jest w tym czymś osobistym i już innego nie potrzeba. Tego chyba szukamy w sztuce, muzyce, kinie. Żeby "coś" się stało, "coś" zadrżało, "coś" poruszyło. I to się może stać z przeróżnych powodów. Nie chcę sięgać głębiej.

Wiem, że nie wszystkich "Panaceum" zachwyciło. I wiem, że to może z powodu tego czegoś osobistego piszę dziś akurat właśnie o filmie Soderbergha. Trudno też napisać zbyt wiele i zbyt wyczerpująco o thrillerze, który zazwyczaj warto obejrzeć nie znając fabuły, a ja nie chciałabym komuś zepsuć tej przyjemności. Mimo że w pewnym momencie film traci efekt 'wow', polecam. Rooney Mara udźwignęła rolę i nie zrobiła z Emily plastikowej wariatki, tępo patrzącej przed siebie, do czego czasem ogranicza się "efekty specjalne" choroby psychicznej. Nie byłabym też sobą, gdybym nie wspomniała o magicznym świetle w filmie. Uwielbiam takie subtelne operowanie kolorem, kiedy dopiero po zastanowieniu się, stwierdzamy, że w tym szaleństwie jest metoda i czemuś to szaleństwo służy. Oczywiście, żadnego szaleństwa tutaj nie ma (paradoksalnie- pomijając fabułę). Delikatna manipulacja: ciepło- zimno.

Pominę fabułę, bo to nowy film i istnieje niebezpieczeństwo, że zbyt wielu osobom zepsuję zabawę. Za to nie mogę, nie mogę pominąć jaśniejszego aspektu tego przygnębiającego (znowu!) obrazu. Jude Law! Będzie tu o nim pewnie jeszcze nie raz. Mam wrażenie, że im starszy, tym lepszy. Ale jednocześnie, kiedy wracam do "Utalentowanego pana Ripleya", to wrażenie znika. Jude Law jest po prostu świetnym aktorem. Grał dobrze 15 lat temu, gra dobrze teraz. I nie będąc hipokrytką, tak, za to, że jest takim ciachem też go kocham. W "Panaceum", z piętnem mojego osobistego podejścia, przyćmiła go Mara, ale to żaden grzech, po prostu musiała to zrobić.

"Panaceum" angażuje i wciąga. Mam nadzieję, że nie tylko tych z osobistym piętnem.

Będę się starać, żeby następnym razem było nieco mniej przygnębiająco. A na koniec jeszcze jedno. Zachwyciła mnie w tym filmie uroda Rooney Mary. Piękna, piękna, subtelna. Odkrycie.

 



*foto: live.drjays.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz