piątek, 22 lutego 2013

Lala


Dobrze, że nie odkryłam Jacka Dehnela wcześniej. Wtedy na pewno nie powstałaby moja pierwsza i prawdopodobnie ostatnia powieść. Napisałam ją wieku 8 lat...

Bo „Lala” jest jedną z tych książek obierających wiarę we własny talent. Szczególnie, kiedy okaże się, że autor miał podczas jej pisania dokładnie tyle lat, co ja w tej chwili.

Właściwie nic nie wskazywało na to, że „Lala” mi się spodoba. Babcie, kochający wnukowie, wzruszające historie rodzinne. Wyglądało to na dokładnie przeciwny biegun tego, czego szukam w literaturze. I wciąż, po dwóch dniach myślenia o „Lali”, nie wiem, dlaczego będzie kolejną z tych książek, które zapamiętam.

Bo na pewno nie tylko dlatego, że miejscami było naprawdę zabawnie. Tak po prostu, zwyczajnie zabawnie, bez wulgarności albo ironii, co jakoś coraz trudniej spotkać mi w książkach. A czytam, wierzcie, hurtowe ilości.

Ani dlatego, że kiedy mogło być tanio i sentymentalnie, czyli bardzo żenująco, jest wzruszająco i ciepło.

Ani też dlatego tylko, że ten cholerny dwudziestoletni  wtedy Dehnel był większym erudytą i specjalistą od kultury i literatury, niż ja kiedykolwiek będę.

Ani również dlatego, że sporo w historii Lali mojej własnej historii.

Więc jeśli nie dlatego wszystkiego, to naprawdę nie mam pojęcia, dlaczego „Lala” zostanie ze mną na dłużej. Będzie trochę odstawać od całej kolekcji tych trudniejszych, czasem mrocznych, kontrowersyjnych książek, które zazwyczaj mnie zachwycają. Bo „Lala” nie jest książką trudną. Jest- po prostu piękna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz